niedziela, 13 grudnia 2009

Musztarda. (75)

Czasami lubię - ot tak sobie dla przyjemności - spożyć musztardę.
- Szczególnie po obiedzie.


Tak właśnie mi się zdarzyło kiedy podjąłem twardą decyzję, że zostanę prawdziwym mężczyzną.
Chociaż częściowo, bo szybko okazało się, że od dawna tytoniu nie palę, napojów mocnych nie spożywam, a słownictwo me raczej gładkie jest.

Ale jakimże to sposobem doszedłem do tego częściowego postanowienia?!
Wszystko zaczęło się od przypadkowej obserwacji życiowej. Otóż podejrzałem, że immanentną cechą prawdziwego mężczyzny jest jego pasja dla sportu. Ponieważ sport (prawie w każdej postaci) dotychczas zwykł był mi powiewać, teraz musiałem zdecydowanie mocno sobie ten sport postanowić. Że tak i tak, od dzisiaj właśnie ta dyscyplina prawdziwego mana zostanie główną pasją mą. Po fotografowaniu.

Jako, że pogoda - psia jej mać! - funkcjonuje za oknem niby koń (jaka jest każdy widzi!) tylko sport halowy mógł mi wejść w rachubę.

I tym sposobem za podszeptem wielce doświadczonego sportem druha mego znalazłem się na meczu piłki wrzucanej do dość wysoko umieszczonego koszyka. Mimo że takich koszyków na sali było dwa zawodnicy jednak uparli się wrzucać piłkę głównie do jednego z nich.

Sprawa się potem wyjaśniła, bo jak oświecił mnie bywały w sporcie przyjaciel nasza toruńska drużyna dostała tam ponoć wielce sławetne lanie. Z przykrością stwierdzam, że na zakończenie meczu akurat tego doniosłego faktu nie zauważyłem. Miałem co innego do roboty.




A dlaczego dopiero teraz pokazuję te zdjęcia?!
Odpowiedź jest prosta: musztarda lepiej smakuje, gdy nie kopie się leżącego.
- Szczególnie gdy jestem po obiedzie.

Brak komentarzy:

Podziel się