Nie lubię polityki, ale nie można od niej uciec. Niech więc nasza opowieść zacznie się (i skończy się!) czym prędzej! A zaczyna się tak: "Gdy zapada noc budzą się upiory."
Dalej już jest zwykła scenka uliczna. Dawno temu, po jakimś meczu żużlowym środkiem miasta przeszła grupa ogolonych waląc podkutymi buciorami. Stałem jak skamieniały i patrzyłem. Tylko patrzyłem. Ludzi przed nimi zmiatało z chodników. Równolegle jadący samochód z migającym niebieskim światłem działał kojąco.
Mimo, że patrzyłem na szczere słowiańskie twarze widziałem i słyszałem coś zupełnie innego. Skandowane (przecież) po polsku hasła brzmiały mi zgoła inaczej. Towarzyszył temu przemarszowi zwykły szum ulicy, ale wyobraźnia uparcie podpowiadała inne znane dźwięki.
c
Historyjka sprzed kilku lat (wraz z analizą przyczyn znajduje się tu http://www.obserwator.cba.pl/?s=a&n=0513&a=1) przypomniała mi się podczas wczorajszego spaceru, gdzie jasno i wyraźnie na murach Nowego Miasta złożono (zapewne młodszym obywatelom sądząc po składzie wiekowym przedstawionych na vlepce osób) stanowczą obietnicę. Nie do odrzucenia.
Powtórzmy: "Przyjdź do nas, bo my przyjdziemy do ciebie". Zapraszając do siebie bez prawa odmowy i rozliczając niewątpliwie realnie doznane krzywdy historyczne złożyli także następną kategoryczną obietnicę.
Podsumowanie prezentacji poglądów wyglądało tak:
Można by to potraktować jako niewinną (?!) zabawę i zadać sobie pytanie, skąd takie pomysły na życia i kto nam je organizuje.
Powoli zaczynałem gubić się w domysłach... .
Chyba za dużo myślę! Dzisiaj w końcu spokój sobie dałem z tym kłopotliwym zajęciem. Przecież to nie mój problem! Lepiej już posłucham innych, nawet jeśli użyte słowo nie jest mi znane, ale brzmi jakoś cieplej.
PS. Parę dni temu oddano do rozruchu kolejną fabrykę w podtoruńskim Ostaszewie zbudowaną za japońskie dudki. Ludzie rasy żółtej: czy wy się nie boicie?!